Gotowałam właśnie obiad,kiedy usłyszałam głośne syknięcia z salonu.Zostawiłam wszystko co było na kuchence i poszłam sprawdzić co się dzieję.W salonie siedział na kanapię pobity Marco.Na jego twarzy zauważyłam liczne rany oraz lekkie zadrapania.Podeszłam do niego.Popatrzyłam mu w oczy.
-Marco..?-zapytałam niepewnie-Boże..Co Ci się stało..?Przecież mówiłeś,że jedziesz tylko na trening.
Nie podobało mi się to wszystko.Od kiedy mieszkam u Marco zrobił się dziwny.Wracał późno,odzywał się do mnie agresywnie.Po prostu od jakiegoś czasu...Bałam się go.Strasznie.Nawet jak coś powiedziałam,podnosił głos.Dotknęłam lekko jego skroni gdzie wypływała skrawkiem krew.Mocno zacisnął zęby i zamknął mocno oczy.
-Przepraszam..-szępnęłam cicho i przejechałam kciukiem po jego skroni.
-Jacyś chłopcy nas dopadli..Tutaj robi się niebezpiecznie.Musisz uwarzać.-Czułam,że moje serce zaczyna mocno bić.Moje myśli były straszne.Przechodziło mi tylko jedno do głowy.John i jego gang..
-To moja wina.-wstałam z kanapy-Rozumiesz?!To moja wina!-zaczęłam płakać i krzyczeć na cały dom.
-Paulina..Spokojnie..-okrył mnie swoimi ramionami,aby mnie uspokoić.Przyznam.Przy nim czułam się bezpiecznie.Może byłam psychiczna,ale teraz bałam się o niego.John był niebezpieczny,a jeśli ma ten sam gang co kilka lat temu...Rok temu...Pamiętam to jak się chciał do mnie dobrać.To było obleśne.Cały czas myślał,że mogę być jego zabawką.
-Co się stało..?-szepnął mi we włosy,przez to przeszły mi ciarki.
-Cholera! Mojego auta nie ma!-krzyknął.
-Co?-podniosłam się z kanapy i poszłam do kuchni.-Przecież...
Pov.Marco.
-Marco..Przepraszam...-powiedziała cicho-To wszystko moja wina..Nie powinnam się już odzywać.-popatrzyła się na mnie kiedy przygryzłem wargę i się do niej uśmiechnęłem.-O co chodzi?-zmarszczyła czło w znaku nie zrozumienia.
-Jesteś taka niewinna.-powiedziałem cicho-Niech ten chuj sobie weźmnie te auto..Nie będzie mnie denerwował.Na drugi raz dowie się jaki to ja jestem,wtedy to już mu tego nie daruję.-powiedziałem ściskając pięść.
-Marco..Proszę Cię..Nie warto z nim zaczynać,on jest agresywny i groźny..-cała wtedy się trzęsła kiedy usłyszała ode mnie słowa w znaku Johna.-Nie warto.-powiedziała szeptem.
-Muszę zadzwonić do Marcela,żeby mi porzyczył auto..-wyciągnęłem z kieszeni telefon i wybrałem numer do mojego przyjaciela,po dwóch sygnałach odebrał mój przyjaciel Marcel.
-Siema Stary!-wydarł się do słuchawki.
-Siema Marcel.-powiedziałem spokojnie śmiejąc się cicho.-Nie drzyj się tak,bo jeszcze kogoś przestraszyc tak jak ostatnio w galerii.-zaśmiał się.
-Serio..?Reus!Musiałeś mi przypomnieć o tej lasce..?-przęciągn